Our Moments
sobota, 17 stycznia 2015
Koniec?
Nie wiem czy prowadzenie tego bloga ma jakikolwiek sens. Nikt nie komentuje. Proszę was tylko o krótki komentarz. To mi daje znać, że ktokolwiek to czyta :). Bardzo więc proszę, jeśli chcecie aby blog został-komentujcie.
środa, 3 grudnia 2014
Rozdział 3
Nadeszłam z rozdziałem 3 ;). W związku z ostatnim komentarzem postanowiłam zmienić szablon na taki, który będzie bardziej przejrzysty. Mam nadzieję, że teraz będzie się Wam lepiej czytało. Tradycyjnie zachęcam do komentowania.
4 komentarze=kolejny rozdział
~~~
April stała w kremowym szlafroku, ściskając w rękach miednicę. Wyglądała jak siedem nieszczęść.
-Nie zmarnuj mi tej szansy!-groziła-Spełniasz moje marzenie.
-Ja...ja nie jestem pewna czy to dobry pomysł. Nie dam rady. Aż mi niedobrze ze stresu.-
-Nawet tak nie mów! Musisz pójść!-lamentowała.
Schowałam kartę głęboko do torebki i ciężko wzdychnęłam.
-Ale czy muszę? Naprawdę nie możesz pójść?-
-Czy ty widzisz jak ja wglądam?!-zdenerwowana wskazała na swoje wory pod oczami.
-No, w sumie racja. Ty na pewno nie pójdziesz. Ale nie możesz tego dać jakiejś innej dziewczynie?-
-Nie.-odpowiedziała zirytowana.
-Dlaczego?-brnęłam.
-Nie ważne.-uśmiechnęła się nerwowo-Idź, bo się spóźnisz.
-To do zobaczenia, tak?-
April pokiwała znacząco głową. Pomachała mi i zamknęła drzwi. Ja natomiast wsiadłam do auta ojczyma. Cody nie mógł mnie zawieźć, więc poprosił Boba o podwózkę. Niestety się zgodził.
-Wiesz Natalie, ciągle spotykasz się z tą dziewczyną.-zaczął-A kiedy odwiedzisz matkę w szpitalu?
To pytanie jeszcze bardziej mnie zezłościło.
-Nie Twoja sprawa, Bob.-bąknęłam.
Nie lubi kiedy mówię do niego na "Ty". Miałam nadzieję, że się odczepi. On chyba w ogóle nie rozumie, jak ja się czuję. Te słowa wyjątkowo mnie zabolały. Słyszałam, że ględzi coś pod nosem. Nie zwracałam jednak na to uwagi. Wolałam pogrążyć się w myślach, odlecieć gdzieś daleko.
*
Stałam przy scenie. Patrzyłam na dwóch przerośniętych ochroniarzy. Zanurzyłam ręce w torebce i wyjęłam kartkę. Zaczęli bacznie ją oglądać. Chłodny wiatr rozwiewał moje blond włosy. Napisałam do April, że jestem na miejscu. Gdy usłyszałam "Proszę z nami", zrobiłam się cała czerwona, na myśl o tym spotkaniu. Stres dosłownie mnie zjadał. Nagle ujrzałam pięciu chłopców, czekających na tę "szczęściarę". Wreszcie ochroniarze całkowicie odsłonili widok i cała grupa mogła mnie zobaczyć. Stanęłam przed nimi, nie do końca wiedziałam co powinnam zrobić. Standardowo wyciągnęłam rękę.
-Cześć, jestem Natalie.-uśmiechnęłam się.
-Nas już pewnie znasz.-powiedział Harry, łapiąc moją dłoń.
-Tak.-spuściłam wzrok
Wreszcie uwolniłam się.
-Jako, że wygrałaś, masz prawo zadecydować co chcesz robić.-stwierdził Liam-Więc? Na co masz ochotę?
-Mi to bez różnicy. Zróbmy może coś na co wy macie ochotę?-
Zauważyłam lekkie zdziwienie na twarzach chłopców.
-Coś nie tak?-spytałam.
-Nie, nic. Ale jesteś...inna. Większość naszych fanek piszczy na nasz widok. Nie liczą się z naszym zdaniem. Po prostu chcą żebyśmy byli obok.-tłumaczył Louis.
-Och, rozumiem. Wracając...-
-A, no tak.-uprzedził mnie Niall-Może pójdziemy do... Nando's?
-Nando's? A co to takiego?-zdziwiłam się.
-Co?! Która fanka nie wie co to Nando's?!-zaśmiał się Lou.
Zaczerwieniłam się.
-Mieszkałam na wsi. Rzadko miałam dostęp do internetu, więc prawie nic o Was nie wiem. Ja tylko słucham waszej muzyki. Czasami czytam wywiady. Ale wydaje mi się, że to nawet lepiej. Teraz moge Was poznać. To przyjemne. Napewno nie byłoby tak fajnie, gdybym wiedziała o Was wszystko.-zakończyłam.
-Racja.-przytaknął Harry-To co, Nando's? To taka restauracja.
-Jeśli chcecie, to możemy iść.-powiedziałam obojętnie.
*
Po drodze trochę się rozluźniliśmy. Poznałam ich lepiej, mogliśmy normalnie porozmawiać.
-I wtedy wyprostowaliśmy Harr'emu włosy!-wybuchł śmiechem Louis.
Hazza jak na zawołanie złapał się za swoje loczki i popatrzył na niego spod byka. Niall tymczasem wymieniał wszystkie najsmaczniejsze potrawy w Nando's.
-Czekaj, trochę tego dużo. Czy ty przypadkiem nie wymieniłeś całego menu?!-przeraziłam się.
-Tak, to było całe menu.-odpowiedział dumnie.
Zachichotałam. Łakomstwo Nialla było całkiem zabawne.
-A może teraz ty opowiesz coś o sobie?-zaproponował Zayn.
-Ja...lepiej...może.-dukałam.
-Zadam Ci proste pytanie.-rozpoczął Lou-Jaki jest Twój ulubiony kolor?
Uśmiechnęłam się do niego. Był naprawdę miły.
-Wydaje mi się, że miętowy.-odparłam.
-Że jaki?-spytał Harry-Widać to prawda, że mężczyźni nie rozróżniają kolorów.
-Opowiedz nam coś o swoim dzieciństwie. Co lubiłaś robić?-powiedział Liam.
-Nie miałam ciekawego dzieciństwa. Większość czasu poświęcałam mamie i gospodarstwu. Mieszkałam daleko od szkoły, w okolicy nie było żadnych dzieci. W wolnych chwilach lubiłam rysować.-
-Poważnie?! Musisz nam kiedyś pokazać swoje dzieła.-Zayn uśmiechnął się od ucha do ucha.
*
Nando's w środku wyglądało trochę dziwnie. Nie był to na pewno mój styl. Louis i Harry bardzo chcieli zachować się jak dżentelmeni, więc postanowili, że otworzą mi drzwi. Niestety rzucili się na klamkę jednocześnie, co spowodowało zderzenie. Zajęliśmy pierwszy lepszy stolik. Niall szybko rzucił się na menu. Nie byłam specjalnie głodna, więc zdecydowałam się na lody toffee. To bardzo zdziwiło chłopaków. Podczas jedzenia śmialiśmy się i rozmawialiśmy.
-Kogo lubiłaś najbardziej z zespołu? Oczywiście zanim nas spotkałaś.-dopytywał Zayn.
-Chyba... Louisa.-zarumieniłam się.
Chłopak puścił mi oczko.
sobota, 29 listopada 2014
Rozdział 2
A oto i rozdział drugi :).
Chciałabym bardzo podziękować za komentarze. Piszcie je, pozytywne czy negatywne-nie ma znaczenia. One dają mi do zrozumienia, że ktokolwiek to czyta. Jestem bardzo wdzięczna wszystkim komentującym. Zapraszam do czytania.
3 komentarze=kolejny rozdział
~~~
Nazajutrz nadal nie byłam pewna, czy April mówiła prawdę. Tak po prostu sobie zadzwoniła i wygrała bilety?! To przecież nie możliwe. Trzeba być WIELKIM szczęściarzem. Przeleżałam w łóżku około pół godziny, gdy zadzwonił mój telefon. To była April.
-I jak, gotowa?-spytała.
-Na co?-zdziwiłam się.
-No na zakupy. Jutro koncert, pamiętasz?-
-Dobra April, przestań już udawać.-
-Nie udaję! Mamy przecież kilka wolnych dni od szkoły, możemy pójść i wybrać kreacje na koncert. Nie rozumiem jak nadal możesz mi nie wierzyć.-
-Przepraszam, ale to mało prawdopodobne.-powiedziałam znudzona.
-W takim razie bądź o trzeciej pod moim domem. Pokaże Ci bilety i pójdziemy do galerii. Dobra?-
-Dobra, już dobra.-zakończyłam.
*
Godzina trzecia. Punktualnie, stałam pod jej domem oglądając lecące w górze ptaki. Było dość chłodno. Nacisnęłam dzwonek do drzwi. Chwilę potem zobaczyłam ubraną w biały kożuszek April, powiewającą biletami.
-Pokaż mi je.-zabrałam jeden z biletów do ręki.
Tak, zdecydowanie były prawdziwe.
-Rząd trzeci. Nie jest tak źle.-uśmiechnęłam się.
April zrozumiała o co chodzi i bez słowa ruszyłyśmy na sklepy.
*
-Ta galeria jest ogromna!-powiedziałam.
-To w końcu Londyn. Tutaj prawie każda galeria jest ogromna.-zachichotała.
Nie minęła chwila gdy wpadłyśmy do pierwszego, lepszego sklepu. To był chyba jedyny sklep, w którym ubrania były ładne i było mnie na nie stać. Spodobała mi się jedna sukienka za czterysta pięćdziesiąt dolarów. Była naprawdę piękna. Nie miała ramiączek. Dół był liliowy, a góra czarna. Z przodu miała kokardkę. April wybrała bombkę khaki z cekinami.
-Kupujesz ją czy nie?-spytała mnie.
-No nie wiem...-
-No weź, jest ładna. Świetnie na Tobie leży. Kup ją.-nalegała-Ja już mam swoją, pora na Ciebie.-
Poszłam w ślady koleżanki. Wyszłam ze sklepu, ze swoją nową sukienką.
*
April zaproponowała pójście na kawę. Zgodziłam się. Obydwie kupiłyśmy sobie cappuccino. Usiadłyśmy przy stoliczku, w rogu.
-Jak myślisz, będzie fajnie?-spytałam.
-Jasne, że tak. To w końcu One Direction. Przecież też ich lubisz.-
-Ja tylko słucham ich muzyki.-odparłam
-Cieszę się, że idziemy tam razem. Pojutrze spędzę z nimi cały dzień.-uśmiechnęła się.
-No tak. Opowiesz mi później jak było, dobrze?-
-Pewnie, że tak.-poklepała mnie po ramieniu.
*
Zrobiło się późno. Musiałam wracać. Nie chciałam jeszcze rozstawać się z April. Niestety nie mogłam zostać dłużej. Wychodząc z galerii poczułam chłód. Kolejne spotkanie z ojczymem. W domu szybko zdjęłam płaszcz. Miałam zamiar pobiec na górę i znów samotnie pobyć w pokoju. Nie udało się.
-Natalie? Świetnie, że wreszcie jesteś. Może byś odbierała telefon? Cody przyjechał zjeść z nami kolację. Będziesz jadła?-
Nie byłam głodna. W ogóle nie miałam ochoty tam siadać, dzięki ojczymowi. Ale na myśl o Codym od razu zrobiło mi się ciepło. Nic nie odpowiedziałam, tylko pobiegłam do kuchni.
-O, cześć. Już myślałem, że nie przyjdziesz. Wiesz jak się martwiliśmy?-
-Przepraszam, ale mam już siedemnaście lat. Nie jestem dzieckiem i umiem sobie poradzić. Nie będę się ciągle tłumaczyła.-wyjaśniłam.
-Dobra, nie piekl się.-próbował mnie uspokoić.
Usiadłam przy stole i zabrałam się za jedzenie. Byłam szczupła, ale szczerze mówiąc uwielbiałam jeść. Nie oszczędzałam się i tym razem. Rozmawiałam tylko z Codym. Ojczyma zupełnie wykluczyłam.
-Tak właściwie to gdzie byłaś?-spytał brat.
-Z koleżanką w galerii. Kupowałyśmy sukienki na koncert.-
-Sukienki, koncert? Jaki koncert?-
-One Direction. April wygrała go w radiu.-
-A ile kosztowała sukienka?-
-Czterysta pięćdziesiąt dolarów.-
-Ile?!-
-Cztery...-
-Nie, ja słyszałem, ale naprawdę chciało Ci się wydawać tyle kasy na jakąś kieckę?!-
-Ty nic nie rozumiesz.-odparłam z uśmiechem.*
Nadszedł dzień koncertu. Wstałam bardzo wcześnie, zeby zdążyć się przygotować. Z trudem ubrałam sukienkę. Uczesałam się, umyłam zęby. Gdy już kończyłam przygotowania, zadzwonił dzwonek do drzwi. Zbiegłam na dół i otworzyłam.
-Hej April.-uściskałam ją.
-Cześć Natalie. Jedziemy?-
-Tak. O, moment, tylko wezmę torebkę.-
Szybko chwyciłam za ramię torby i wskoczyłam do samochodu, gdzie czekała na nas ciocia April.
-Dzień dobry.-powiedziałam.
-Och, dzień dobry, dzień dobry.-odpowiedziała rozpromieniona kobieta.
-Jedźmy już ciociu!-błagała April.
Samochód ruszył. Jechałyśmy dosyć szybko. Już wkrótce miałyśmy dojechać na miejsce koncertu. Byłam bardzo podekscytowana. *
A oto i jesteśmy. Stałyśmy tam, w trzecim rzędzie. Rozbawione nuciłyśmy każdą piosenkę. Doczekałam się nawet mojej ulubionej: Save You Tonight. Gdy koncert się skończył, załamane wsiadłyśmy do samochodu.
-Co się stało? Koncert się nie udał?-spytała ciotka April.
-Nie ciociu, wszystko było wspaniałe. Ale szkoda, że już po wszystkim.-
*
W nocy gdy spałam, zadzwoniła do mnie April.
-Natalie, musisz iść za mnie na to spotkanie z One Direction.-
-C-co?! Dlaczego?!-przeraziłam się.
-Wymiotuję i okropnie źle się czuję. A ta karta nie może się zmarnować. Masz być o ósmej tam gdzie był koncert. O szóstej przyjdziesz do mnie po kartę.-
-Ale...-
-Żadnego "Ale". Po prostu...-
Tutaj się rozłączyłam ze względu na problemy żołądkowe.
niedziela, 23 listopada 2014
Rozdział 1
Witam. Mam dla Was pierwszy rozdział :). W końcu zacznie się coś dziać.
Bardzo proszę Was o komentarze. Dla Was to tylko chwila- dla mnie to wiele znaczy. Ta część jest wyjątkowo długa :P.
2 komentarze=kolejny rozdział.
~~~
Gdy tak siedziałam w półmroku, usłyszałam na dole znajomy głos. Ale czy to rzeczywiście ta osoba, o której myślę? Moje rozmyślania przerwał skrzyp drzwi. A jednak, to Cody. Stał w drzwiach, uśmiechając się.
-Mogę wejść?-spytał.
-Jasne.-powiedziałam obojętnie.
-Przyjechałem pomóc Wam w rozpakowywaniu pudeł. Chwila, ty płaczesz?!-
-Nie, nie.-otarłam oczy.
-Myślisz, że jestem ślepy? Przecież widzę. Co jest?-
-Nic takiego, naprawdę.-uśmiechnęłam się.
Nic nie odpowiedział. Po prostu mocno mnie przytulił. To chyba było właśnie to, czego mi było trzeba. Wtuliłam się w ramię przyszywanego brata. Cody to syn mojego ojczyma. Od razu się dogadaliśmy. Jest fantastycznym starszym bratem. Ma dwadzieścia dwa lata. Studiuje, mieszka w Akademiku. Dorabia sobie w warsztacie, żeby w przyszłości znaleźć sobie jakieś mieszkanie. Jest bardzo ambitny.
*
Po dłuższej chwili przytulania się, poczochrał moje blond włosy.
-Dobra, wstawaj. Musimy rozpakować te pudła. Chyba nie chcesz spać otoczona kartonami? Z drugiej strony słyszałem, że jak byłaś mała, lubiłaś spać w pudełku po pralce.-zachichotał.
Delikatnie szturchnęłam go w ramię. Zabraliśmy się do sprzątania. Po skończonej pracy, Cody dał mi batonika. Usiedliśmy razem na moim łóżku.
-Nie martw się. Wszystko będzie dobrze.-uśmiechnął się.
-Nie. Jutro muszę iść do szkoły.-
Wybuchnęliśmy śmiechem.
-Dasz sobie radę.-otulił mnie ramieniem-No nic, muszę się zbierać.-
-Nie, zostań jeszcze.-powiedziałam łapiąc go za bluzę.
Delikatnie mnie popchnął. Zachichotałam.
-Jutro wstajesz do szkoły.-powiedział pięknym tenorem.
Później zniknął za drzwiami.
*
Rano nie mogłam się pozbierać. Nie chciałam iść do nowej szkoły. Byłam pewna, że będzie tam tak samo okropnie, jak w starej. Powolnie wybierałam strój. Gdy wreszcie się ubrałam zeszłam na dół, na śniadanie. Zrobiłam sobie tosta. Jedząc rozczesywałam włosy. Ojczym popatrzył na mnie ze zdziwieniem.
-A co jak włos wpadnie Ci do jedzenia?-spytał.
-Nic.-odparłam i wrzuciłam talerz do zmywarki.
Chwilę potem już mnie nie było. Przed domem czekał na mnie Cody, który miał zajęcia dopiero o dziesiątej i zaproponował mi podwózkę.
-Cześć.-przywitałam się.
-No nareszcie! Czekam już dobre pięć minut!-
-Oj przestań, starałam się przyjść na czas.-uśmiechnęłam się niewinnie.
Cody dodawał mi otuchy. Kiedy był obok wiedziałam, że sobie poradzę. Czasami, był dla mnie jak ojciec.
*
Stałam przed tym okropnym budynkiem. Bałam się. Gdy weszłam do środka, serce mi zamarło. Ilu tu ludzi! Cały korytarz był zatłoczony. Najdziwniejsze było to, że już na wejściu podbiegła do mnie jakaś dziewczyna. Jej kruczoczarne, długie do bioder włosy, powiewały to w lewo, to w prawo. Była ubrana dość dziwacznie. Jak katastrofa mody. Zatrzymała się tuż przede mną, uśmiechając się.
-Cześć, mam na imię April. To ty jesteś Natalie, nowa uczennica?-pytała rozbawiona.
-Tak. Miło poznać.-powiedziałam trochę speszona.
-Będziemy chodziły razem do klasy. Och, no właśnie, pewnie zastanawia Cię skąd wiem o Twoim przybyciu.-
-Właściwie to ni...-
Nie dokończyłam, ponieważ April mi przerwała.
-Jestem przewodniczącą szkoły i bardzo lubię poznawać nowe osoby.-puściła mi oczko-Chodź, objaśnię Ci co i jak. Oprowadzę Cię.-
Nie miałam czasu nic powiedzieć. Już byłam ciągnięta przez energiczną dziewczynę.
*
Ku mojemu zdziwieniu dogadałyśmy się z April. Siedziałam z nią na wszystkich lekcjach, spędzałam przerwy, nawet wracałyśmy razem do domu. Okazało się, że mieszka nie daleko. Nagle zamurowało mnie.
-Co jest, coś nie tak?-spytała April.
-Cholera, zapomniałam kluczy! Ojczym wróci dopiero wieczorem.-
-To nic, chodź do mnie.-
-Nie, nie trzeba.-uśmiechnęłam się-Pochodzę sobie po mieście.-
-Zwariowałaś? Jest chłodno. Nie będziesz łaziła po ulicach jak bezdomny. Idziesz ze mną!-powiedziała rozkazująco.
-No dobra.-poddałam się.
*
U April było bardzo przytulnie, jedynie jej pokój był nieco przerażający. W koncie stali kartonowi chłopcy z One Direction, a ściany były oblepione plakatami. Włączyła telewizor i przełączyła na jakiś kanał muzyczny.
-Spójrz, godzina z One Direction.-pisnęła.
Nie przeczę, też ich lubię. Ale do tego stopnia? Nagle prezenter godziny z naszym ulubionym boysbandem, ogłosił konkurs.
-Dzwońcie do nas teraz, pod podany na ekranie numer, aby wygrać dwa bilety na koncert One Direction w Londynie! Dodatkowo, oprócz biletów na koncert możecie wygrać "Dzień z One Direction".-
-O mój Boże! Mogę mieć bilety i spędzić z nimi cały, długi dzień! Nie wierzę!-
-To dobrze. Widzisz cenę za połączenie?-
-I co z tego? Spróbujmy, proszę!-
-Pf, Twój telefon. Ale nie licz na to, że wygrasz.-
Nagle April zupełnie zatkało. Odpowiedziała jedynie "Naprawdę?". Gdy zakończyła rozmowę, zaczęła się tak drzeć, że dziwiłam się jak jej przepona to wytrzymuje.
-Wygrałaś? Nie wierzę Ci.-powiedziałam, wiedząc, że udaje.
-Tak, wygrałam! Podałam im mój adres. Jutro przyślą bilety i kartę spotkania! Pójdziesz ze mną na koncert?-spytała błagalnie.
-D-dobra.-wydusiłam, wciąż nie dowierzając.
sobota, 22 listopada 2014
Prolog
I znowu do szpitala. Jak okropne jest obserwowanie jej codziennie. Ledwo może się ruszać. Mimo to walczy. Ale po co? To zadaje jej tyle bólu. Zupełnie jak mi. Boję się, że któregoś dnia ten płomyczek nadziei zgaśnie. Już nie będzie się dało niczego naprawić. Nie będzie czasu, żeby przeprosić, czy powiedzieć "Kocham Cię". Bardzo tego nie chcę. Trzymałam jej zimną dłoń. Do nowego domu pojechaliśmy tylko na chwilę, zobaczyć czy wszystkie pudła stoją w korytarzu. Czuła się coraz gorzej. Ojczym jechał tak szybko, jak tylko mógł. Krople deszczu spływały po szybach auta. Nikt nic nie mówił. Co jakiś czas słychać było jedynie pisk opon. Droga dla mnie nie miała końca. Co jakiś czas zerkałam na telefon, by sprawdzić godzinę. Mama usnęła.
-Daleko jeszcze?-szepnęłam zniecierpliwiona.
-Nie. Już jesteśmy na miejscu.-rzucił sucho ojczym.
Wjechaliśmy na teren szpitala. Zaparkowaliśmy auto. Delikatnie szturchałam mamę, żeby się obudziła. Otworzyła oczy, wciąż jeszcze zaspana.
-To tutaj. Musimy iść.-powiedziałam, uśmiechając się czule.
Kiwnęła znacząco głową. Gdy wysiadłyśmy z samochodu, ojczym pośpieczył w stronę wejścia. Ja, powoli szłam, nie puszczając jej ręki. Chwilę potem znaleźliśmy się w środku.
-Pójdę do rejestracji. Zaraz wrócę.-oznajmił ojczym.
Czekałyśmy dłuższą chwilę. Gdy wrócił, poszłyśmy za nim do lekarza, który miał się zajmować mamą. Rozmowa była krótka. Objaśniliśmy co i jak. Pokazaliśmy wyniki badań. Poprosiliśmy o dobrą opiekę.
-Rozumiem, rozumiem.-przytakiwał lekarz-Nowotwór, w przypadku pana żony, jest bardzo niebezpieczny. Nie dam gwarancji, że...-
-Nie obchodzi mnie wasza gwarancja!-wrzasnął ojczym-Chcę tylko, żeby jeszcze z nami była.-
Spojrzałam na niego zdezorientowana. Nie rozumiałam skąd w nim tyle agresji. To jasne, że cała historia jest okropna, ale dlaczego musi się wyżywać na tym biednym lekarzu? Ja też nie potrafię tego wytrzymać, ale jego to nie obchodzi. Mój prawdziwy tata by mnie wspierał.
Minęło kilka godzin. Spędziłam je przy łożku mamy. Usnęła chwilę po tym, gdy zatopiła się w szpitalną pościel. Nadal czuwałam. Wybiła godzina dwudziesta pierwsza.
-Musimy już iść.-powiedział ojczym.
-Idę.-rzuciłam niechętnie.
Ucałowałam dłoń matki i ruszyłam do auta. W samochodzie było ciepło i przyjemnie. Zaczęłam myśleć o zostawionej w szpitalu rodzicielce. Jak okropnie musi być jej tam zupełnie samej?
Gdy dojechaliśmy do domu, nie chciałam z nikim rozmawiać. Zamknęłam się w pokoju. Dookoła mnie leżały pudła z różnymi szpargałami. A ja siedziałam w koncie i płakałam.
~~~~
Witam, tu znów autorka :). Mam nadzieję, że prolog Wam się spodobał i zachęci was do czytania. Niestety początki bywają trudne. Jednakże mam nadzieję, że w moim przypadku nie było tak źle :P. Zostawcie po sobie ślad w postaci komentarza.
PS: Jak widzicie w prologu jeszcze nie pojawili się chłopcy z One Direction, ale wszystko wyjdzie w pierwszym rozdziale.
Witam
Witam bardzo serdecznie na moim blogu Our Moments.
Będzie on poświęcony opowiadaniom, pisanym przeze mnie.*
Pewnie pomyślicie: Wiele takich już jest.
Możliwe. Ale ten będzie wyjątkowy. Piszę bo to kocham i tą miłość przelewam na papier tudzież
ekrany waszych komputerów. O czym dokładnie będą opowiadania? Zajrzyjcie do zakładki
"O blogu". Jeśli już wiecie o czym to będzie, zapewne około 90% z was pomyśli, że to żałosne.
Ja tak nie uważam. Możecie nie lubić postaci, które tu występują. W porządku. Ale raczej chodzi o treść, prawda? Nadal nie jesteś zainteresowany? Wciśnij Ctrl+W i już tu nie wracaj.
*
Jeżeli jednak jesteś zainteresowany-zostań. Zapraszam do czytania :). Już wkrótce prolog.
Subskrybuj:
Posty (Atom)