sobota, 22 listopada 2014

Prolog

I znowu do szpitala. Jak okropne jest obserwowanie jej codziennie. Ledwo może się ruszać. Mimo to walczy. Ale po co? To zadaje jej tyle bólu. Zupełnie jak mi. Boję się, że któregoś dnia ten płomyczek nadziei zgaśnie. Już nie będzie się dało niczego naprawić. Nie będzie czasu, żeby przeprosić, czy powiedzieć "Kocham Cię". Bardzo tego nie chcę. Trzymałam jej zimną dłoń. Do nowego domu pojechaliśmy tylko na chwilę, zobaczyć czy wszystkie pudła stoją w korytarzu. Czuła się coraz gorzej. Ojczym jechał tak szybko, jak tylko mógł. Krople deszczu spływały po szybach auta. Nikt nic nie mówił. Co jakiś czas słychać było jedynie pisk opon. Droga dla mnie nie miała końca. Co jakiś czas zerkałam na telefon, by sprawdzić godzinę. Mama usnęła.
-Daleko jeszcze?-szepnęłam zniecierpliwiona.
-Nie. Już jesteśmy na miejscu.-rzucił sucho ojczym.
Wjechaliśmy na teren szpitala. Zaparkowaliśmy auto. Delikatnie szturchałam mamę, żeby się obudziła. Otworzyła oczy, wciąż jeszcze zaspana.
-To tutaj. Musimy iść.-powiedziałam, uśmiechając się czule.
Kiwnęła znacząco głową. Gdy wysiadłyśmy z samochodu, ojczym pośpieczył w stronę wejścia. Ja, powoli szłam, nie puszczając jej ręki. Chwilę potem znaleźliśmy się w środku.
-Pójdę do rejestracji. Zaraz wrócę.-oznajmił ojczym.
Czekałyśmy dłuższą chwilę. Gdy wrócił, poszłyśmy za nim do lekarza, który miał się zajmować mamą. Rozmowa była krótka. Objaśniliśmy co i jak. Pokazaliśmy wyniki badań. Poprosiliśmy o dobrą opiekę.
-Rozumiem, rozumiem.-przytakiwał lekarz-Nowotwór, w przypadku pana żony, jest bardzo niebezpieczny. Nie dam gwarancji, że...-
-Nie obchodzi mnie wasza gwarancja!-wrzasnął ojczym-Chcę tylko, żeby jeszcze z nami była.-
Spojrzałam na niego zdezorientowana. Nie rozumiałam skąd w nim tyle agresji. To jasne, że cała historia jest okropna, ale dlaczego musi się wyżywać na tym biednym lekarzu? Ja też nie potrafię tego wytrzymać, ale jego to nie obchodzi. Mój prawdziwy tata by mnie wspierał.
Minęło kilka godzin. Spędziłam je przy łożku mamy. Usnęła chwilę po tym, gdy zatopiła się w szpitalną pościel. Nadal czuwałam. Wybiła godzina dwudziesta pierwsza.
-Musimy już iść.-powiedział ojczym.
-Idę.-rzuciłam niechętnie.
Ucałowałam dłoń matki i ruszyłam do auta. W samochodzie było ciepło i przyjemnie. Zaczęłam myśleć o zostawionej w szpitalu rodzicielce. Jak okropnie musi być jej tam zupełnie samej?
Gdy dojechaliśmy do domu, nie chciałam z nikim rozmawiać. Zamknęłam się w pokoju. Dookoła mnie leżały pudła z różnymi szpargałami. A ja siedziałam w koncie i płakałam.
~~~~
Witam, tu znów autorka :). Mam nadzieję, że prolog Wam się spodobał i zachęci was do czytania. Niestety początki bywają trudne. Jednakże mam nadzieję, że w moim przypadku nie było tak źle :P. Zostawcie po sobie ślad w postaci komentarza.
PS: Jak widzicie w prologu jeszcze nie pojawili się chłopcy z One Direction, ale wszystko wyjdzie w pierwszym rozdziale.

3 komentarze:

  1. Na pewno będę czytać c:
    + chamska reklama
    Zapraszam cię do mnie:
    http://raura-auslly.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Ubrać w słowa tego nie potrafię, więc powiem tyle:
    <3

    OdpowiedzUsuń